poniedziałek, 20 czerwca 2016

Teraz już wszystko jasne!

Około roku 2003 trafiłam w gazecie na art promujący Ghotica. Wtedy zadałam sobie, jedno, bardzo ważne pytanie. Co grafik sobie myśli, jak maluje nagość/półnagość? Teraz już wiem (hyhyhy). Odpowiedź brzmi - NIC. Co innego może chodzić po głowie, kiedy tworzy się Conano-podobnego draba? Nie trzęś tą ręką, popraw linię. Podczas mazania farbą, wszystkie myśli powoli kierują mnie do kulminacyjnego momentu, kiedy krytycznie spoglądam się na końcowe dzieło i z niepokojem szukam, czy czasem się czegoś nie spartoliłam. Nie tym razem.


Ponoć przy tak dużej muskulaturze nie można się drapać w pewnych miejscach (plecach). Warto mieć wtedy pomocną dłoń, nawet jeśli należy do brata :)

Loo nie jest kompletnie uzbrojony, ponieważ nie mam natchnienia, aby skończyć jego niecodzienną protezę. Na szkicu naniosłam wiele szczegółów, ma to ogromne znaczenie w następnym kroku. Kiedy maluję już czernią, nie mam możliwości naniesienia poprawek.


Zwykle używam różnych odcieni szarości, aby nadać półtony. Narzuciłam na siebie ograniczenie - liniami definiuję intensywność cieni. Ta zasada dotyczy wszystkich obecnie wykonywanych ilustracji.

Jeszcze zabawniej, jak człowiek próbuje autoportretu. Już nawet nie wnikam, do jakiego zaawansowanego "upiększania" dochodziło przy weźmy na to, barokowych portretach. Ja zamiast upiększać, próbowałam uwiecznić siebie w komiksowej stylistyce. Czy mi się udało, to inna sprawa, albowiem zdjęcia porównawczego nie dam. :) Proszę obejść się ze smakiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz